cholernie brak mi cierpliwości
31.10.2012
23.10.2012
20.10.2012
19.10.2012
uwielbiam ścigać się ze słońcem, zakładać okulary w ostatniej chwili, zanim pierwszy promień wpadnie prosto w moje oko. jeszcze wczoraj liści było więcej... więcej nad Tobą, mniej pod stopami. po raz pierwszy nie przechodzi mnie dreszcz na myśl o zimie. jakby jesień miała trwać wiecznie... albo przynajmniej aż do wiosny.
18.10.2012
Przez ostatnie 25 minut miałam absolutny burdel myślowy.
Spędzić godzinę w księgarni, to nie wyczyn. Oglądać grzbiety, czytać tytuły,
opisy, zakończenia, niektóre książki trzymając w dłoniach dziesięć razy. Jedne
wołają, inne nie, jedne wołają nadal, gdy stają się bliższe, inne odtrącam.
Wybieram cztery, kupuję. Idę do domu. W połowie drogi zaczynam czytać jedną z
nich. Wciąga. Zdaje się być napisana idealnie dla mnie. Zatrzymuję się, wchodzę
do sklepu. Powtarzam w głowie „strona 115”. Każdy wybór ma znaczenie, dlatego
błądzę, wzrokiem i nogami, po sklepie. Surówki, parówki, jogurty. Kupuję duży wiśniowy
jogurt (cześć tato), dużą puszkę ananasa w plastrach i płyn do mycia naczyń.
Lubię sobie czasem udowadniać, że jestem kretynką. Idę do domu. Słońce. W
głowie śmiech i czekolada z orzechami. Sio! Słyszę swój oddech, skrzypienie
torby, brzęczące kolczyki. Wkurza mnie to. Wchodzę do bloku, do windy, kładę
wszystko na ziemi i długo czekam, zanim wcisnę 13. Dłonie mi się trzęsą, trzęsę
się od środka, wszystko mnie irytuje.
Brak cukru (cześć mamo). Klucz w zamku. Strona 115. Otwórz się, do
cholery. Strona 115. W domu jest pomarańczowo i pachnie pierogami. Stawiam
jogurt przy laptopie, po chwili jogurtu już nie ma. Kolczyki denerwują mnie
nadal, ale ręce zbyt się trzęsą, by je zdjąć. Połowa dnia. Dziwnego dnia.
Mojego dnia. Strona 115, kolejne wybory. Codziennie wstawałabym przed szóstą,
gdybym miała na to siły.
15.10.2012
12.10.2012
10.10.2012
4.10.2012
3.10.2012
Subskrybuj:
Posty (Atom)